Obraz w ngłówku - blog - różne

DLA GÓRALA WIELKANOC BARDZO WAŻNA.

Malowanie pisanek, świąteczne kosołki (koszyczki) czy polywacka (lany poniedziałek) - taką wielkanocną tradycję zna chyba każdy z nas. Na Podhalu świątecznych zwyczajów jest znacznie więcej. Choć sporo z nich zanika, dalej są miejsca, gdzie wielkanocne obrzędy mają się dobrze.

W niedzielę Palmową (tu Niedziela Kwietna) święci się w kościele palmy, na Podhalu zwane bazickami. To gałązki wierzbowe z „kotkami”, które dekoruje się wstążkami, bibułą czy mirtem. Od poniedziałku ruszało świąteczne sprzątanie. W Wielki Czwartek szło się do kościoła, by pożegnać dzwony. Mieszkańcy Podhala od wieków przed wschodem słońca w Wielki Piątek udawali się nad potok, żeby się w nim umyć. Zapewniało to zdrowie i urodę przez cały rok. Wierzyli, że woda w ten dzień ma uzdrawiającą moc. Według tradycji miała pomagać także na różne choroby skórne.

Gospodynie robiły masło do święcenia, niektóre kobiety wykonywały z masła za pomocą łyżki misterne baranki wielkanocne. W ten dzień obowiązywał ścisły post, babka warzyła kwaśnicę i piekła grule (ziemniaki) w szabaśniku. W Wielką Sobotę szykowano święcelinę. Do wełnianej torby albo do koszyka z korzeni jałowca wkładano baranka, ser, oscypek, chleb, moskol i jajka barwione na czerwono w łupkach z cebuli. W góralskiej kosołecce były także: sól, korzeń chrzanu, wykrawki z ziemniaków, owies, słonina i kiełbasa.

Po poświęceniu wszyscy gospodarze spieszyli do domu, żeby skropić izby przyniesioną wodą święconą. Węgielki ze święconego w Wielkanoc ognia umieszczano w izbie pod strzechą lub pod progiem, by chroniły dom przed nieszczęściem, a zwłaszcza przed uderzeniem pioruna. W niedzielę po Rezurekcji górale siadali do stołu, żeby się podzielić się święconym, chrzanem, jajkiem. Najczęściej jedli żur robiony na rosole z wędzonki zabielony kwaśnym mlekiem z wkrojonymi poświęconymi jajkami, kiełbasą i chrzanem.

Niedzielę spędzano w domu. Nie odwiedzano nikogo, nie można było też wykonywać pracy, nawet ścielić łóżek i gotować. W drugi dzień świąt czyli śmigus, zwany tu polywacką, w ruch szły wiadra, konewki, garnki. Już od rana góralscy chłopcy polewali dziewczęta wodą ze studni a nawet wrzucali je do potoków i rzek. Najczęściej wybierali te, do których się zalecali. Im więcej dziewczyna była mokra, tym dla niej lepiej, bo wróżyło to zdrowie na cały rok. W ten dzień nikt się nie obrażał, a wręcz czekał, by go polano.